Mojnak, leżący obecnie na środku pustyni, bądź na środku niczego, ma w herbie wyskakującą z wody rybę. Przy głównej ulicy stoi kuter-pomnik. Jest plaża, nadbrzeże. I tylko wody brak.
Taki zupełny Środek Niczego.
Atmosfera jakaś taka nie dająca się nazwać… Czas tu chyba płynie kilkukrotnie wolniej niż gdziekolwiek indziej. Mieszkają tu głównie starsi ludzie opiekujący się swoimi wnukami. Reszta pracuje daleko stąd, gdzie jest jakaś praca. Bo tu nie ma nic. Zostały tylko rdzewiejące kutry, nawiewany od strony morza piasek i zamknięta fabryka konserw rybnych.
W mieście jest jeden hotel. Znaleźć go nie było łatwo, nawet miejscowi musieli trochę pomyśleć. Z zewnątrz żadnego szyldu, zaś wewnątrz przestronny i ascetycznie wykończony. Cena adekwatna do standardu, całe 6 USD. Zgodnie z opisem przewodnika, hotel Oybek, bo tak się nazywa, ostatnio przeszedł remont (!) i zyskał chociażby toaletę w budynku.
Zostawiliśmy bagaże i udaliśmy się na obchód okolicy. Zaczęliśmy od knajpy, jedynej zresztą, odległej od hotelu jakieś 4 km. Było piwo (ciepłe) i rybne kotlety ( zimne). Niestety nie odwrotnie.